Lepszy miecz i lepsza tarcza
Wszędzie tam, gdzie mamy do czynienia z grą o sumie zerowej (czyli sytuacją gdzie jeden korzysta wyłącznie kosztem drugiego), mamy do czynienia z wyścigiem pomiędzy siłą metaforycznego miecza i tarczy. Rozwój jest zwykle iteracyjny, ze zmianami technologii zupełnie wywracającymi myślenie.
Zanim przejdziemy do konkretów, popatrzmy na ten obraz przedstawiający walkę Dawida z Goliatem. Jest to scena symboliczna, o ogromnej ilości znaczeń. Kiedy ja na nią patrzę, widzę z jednej strony Goliata. Jest olbrzymem, świetnie przeszkolonym i uzbrojonym. Za nim stoi wielu innych takich wojowników. Stoi więc na szczycie hierarchii, stanowi dla nich ideał wojownika, uważają go za nie do pokonania. Z drugiej strony widzę Dawida. W oczach wojowników jest on nikim - nie ma nawet miecza czy zbroi. Dawid jednak całe życie mierzył się z trudami życia. Był pasterzem, a ci w tamtych czasach używali procy, by odstraszać dzikie zwierzęta. Nieraz musieli stawać oko w oko z lwami. Wyobrażasz sobie walczyć z lwem, mając tylko procę i parę kamyków? Jak pewnie wiecie, Dawid wygrał tę walkę — strzelił kamieniem w oko olbrzyma. Wykorzystał swoją szybkość i zwinność, ale przede wszystkim celność i doświadczenie.
Kiedy o tym myślę, od razu widzę przed oczami startupy rzucające wyzwanie wielkim korporacjom. W końcu wygrywają. Może i Dawid miał szczęście, ale zauważcie że Goliat był bardzo kosztowny. Zrekrutowanie, wyszkolenie i uzbrojenie takiego olbrzyma to duże koszty. Takich jak David było wielu. To jednak co stanowiło o sukcesie to była zmiana paradygmatu. Najwyraźniej nie spodziewano się, że taki kamyk wystarczy. Gdyby było inaczej, zapewne hełmy miałyby przyłbice, albo technika zakładałaby takie trzymanie tarczy, by zawsze zasłaniać twarz.
Historycznie, kiedy walka na miecze była standarderm, wymyślano coraz większe i potężniejsze zbroje, dzięki czemu rycerze stawali się nie do ruszenia. Wiele zmieniło się z wprowadzeniem kuszy, która potrafiła przebić nawet bardzo ciężkie zbroje. Technika walki zaczęła się zmieniać i jeszcze większą istotność zyskały mury, z których dobrze uzbrojony i przeszkolony oddział mógł się bronić przed znacznie większą armią. Aż do wymyślenia prochu i wprowadzenia dział, które kruszyły mury. Walki zaczęły się wynosić z miast. Istotności nabrała mobilność. Polska szlachta tamtego czasu nie nosiła ciężkich zboi. Walczyło się na szable, strzelało ze strzelb, przemieszczano się szybko na koniach. Technika wojenna była dopracowywana, aż doprowadziła do zoorganizowanych oddziałów strzelców znanych z wojen napoleońskich. Salwy wystrzałów kładły oddziały przeciwników. Był to skuteczny miecz, ale i na niego znalazła się tarcza: wymyślono okopy. Z nich jeden oddział mógł ostrzeliwać drugi, który pozostawał bezbronny. Była to bardzo skuteczna tarcza. W czasie pierwszej wojny doprowadziła do sytuacji patowej, gdzie niemal wszyscy siedzieli w okopach. Mogli się skutecznie bronić, ale atak był bardzo ciężki. Zmieniło się to ze zmianami wprowadzonymi w drugiej wojnie światowej. Pojawiła się technika Blitzkrieg, czyli tak szybkiego ataku na odsłonięte punkty by przeciwnik nie zdążył zareagować i zająć pozycji. Przede wszystkim jednak pojawiły się czołgi. Na pierwszą alianci znaleźli sposób — pułapki zastawiane na pędzących na złamanie karku. Czołgi na długo jednak zagościły jednak w technice wojskowej. Jednak i na ten miecz znajduje się tarcza. Coraz lepsze pociski pozwalają przebić się przez coraz grubszy pancerz. Tworzenie coraz cięższych czołgów przestaje mieć taki sens w dobie dalekozasięgoych pocisków balistycznych. Wygląda na to, że wojna przenosi się w kosmos — na polu bitwy ten będzie miał przewagę, kto więcej będzie widział i szybciej będzie reagował. Ten kto widzi dokładne lokalizacje celów wroga, może precyzyjnie wystrzelić prezycyjne cele przeciwnika przy pomocy drogich pocisków przeciwpancernych. W takich warunkach czołgi mają niewielki sens.